W niedzielę 4 czerwca ulicami Warszawy przeszedł hucznie zapowiadany marsz Donalda Tuska. Wzięli w nim udział również liderzy PSL i Polski 2050, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. W pochodzie – mimo wcześniejszej niechęci – przeszła także Lewica z jej czołowymi politykami. Samo wydarzenie było zapowiadane jako marsz wolności, oczywiście w opozycji do Prawa i Sprawiedliwości.
Donald Tusk mówił podczas samego marszu głównie o rzekomym końcu demokracji, która to jak dotąd bezterminowo kończy się już od 2015 roku. Fakty są natomiast takie, że demokracja w Polsce ma się dobrze, czego dowiódł najlepiej sam opisywany właśnie marsz. Pomimo skrajnie antyrządowego nastroju i wyjątkowo wulgarnej oprawy pochód przeszedł bez żadnego zakłócenia, a nawet z zabezpieczeniem policji. To jednak w matrixie opozycji i przychylnych jej mediów nie ma znaczenia.
Innym motywem marszu była próba podważenia jakości życia w Polsce w zestawieniu z rządami PO-PSL. W odniesieniu do bezrobocia mówił o tym przywołany wcześniej lider PO. Warto po raz kolejny na łamach naszego portalu wskazać, że Polska obecnie ma jeden z najniższych wskaźników bezrobocia w całej Unii Europejskiej. Mało tego, to właśnie za rządów Platformy Obywatelskiej bez stałej pracy pozostawało przez lata ponad 10% Polaków, a stawki godzinowe często nie przekraczały 5 zł za godzinę. Powodowało to, że Polacy, głównie młodzi, masowo wyjeżdżali do pracy za granicę.
Do hymnu! Tylko jakiego?
Jedną z największych kompromitacji całego marszu była nieznajomość hymnu narodowego przez tysiące uczestników pochodu. Widać to doskonale na licznych nagraniach. Po wezwaniu Borysa Budki śpiewać w pierwszych sekundach śpiewać nie zaczął dosłownie nikt, a potem jedynie pojedyncze osoby. To ogromna porażka wizerunkowa, biorąc pod uwagę przechwały polityków opozycji nad rzekomo kilkusettysięczną frekwencją marszu. W prawdzie jednak udział wzięło w nim nie 500 tysięcy, które w oderwaniu od rzeczywistości wmawia Donald Tusk, a nieco ponad 100 tysięcy uczestników. To wystarczyło, by pochód PO zyskał nieoficjalnie status najbardziej hejterskiego marszu w historii III RP. Widniało na nim setki wulgarnych i nienawistnych transparentów, haseł i okrzyków. To nie tylko wyzwiska, a wręcz życzenia śmierci i nawoływania i agresji. Prawdziwe oblicze marszu okazało się zgoła odmienne od zapowiedzi i relacji w opozycyjnych mediach.